Jak uprawianie SEO copywritingu zmienia myślenie? Diametralnie. A jak wpływa na kreatywność? Druzgocąco. Ale najpierw dygresja.
Słyszałeś/słyszałaś o restauracjach, w których je się w całkowitych ciemnościach? W Polsce jest ich już kilka. Dlaczego ludzie – choć absolutnie nie wiedzą, co ich czeka – chodzą do takich lokali? Bo kupują coś więcej niż posiłek. Kupują tajemnicę, dreszcz emocji, element zaskoczenia. Smak, zapach, dotyk, węch przekazują wskazówki dla mózgu, który tworzy obraz kolejnych dań jedynie w wyobraźni.
Na tym też polega sztuka pisania. Gdy ktoś zaczyna czytać Twój tekst, jest jak ślepiec. Nie wie, czego się spodziewać i czy warto tu zostać. Masz dwie drogi – albo serwować mu powolutku kolejne zmyślne dania w całkowitej ciemności, uwodzić go i przywiązywać do lektury, albo odsłonić wszystkie tajemnice w pierwszym akapicie, zdaniu, a najlepiej – słowie. Jak w fastfoodzie.
I tutaj dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, jak uparte uprawianie SEO copywritingu zmienia myślenie i wpływa na kreatywność.
Nie zrozum mnie źle: Dla SEO copywriterów jest miejsce w świecie pisania. Pisanie na zaplecza niektórym sprawia nawet przyjemność – i super. Ba! Tekst zapleczowy stworzony przez doświadczonego copy nieraz ma jakość porównywalną z tzw. content writingiem (na który obowiązują dużo wyższe stawki). Trudno mi postawić między tymi dwoma rodzajami tekstów wyraźną granicę, bo sama pracowałam nad zapleczówkami z ogromnym zaangażowaniem, a niejeden opis kategorii mógłby uchodzić za artykuł blogowy.
Jednak niektórzy copywriterzy nie są SEO copy. Są copy-Artystami. Mają pewien „defekt” w mózgu – próbują napisać każdy tekst na poziomie dzieła sztuki (opis aukcji automatycznej bramy garażowej również).
Teoretycznie copy-Artyści mogliby uprawiać copywriting kreatywny (jak sama nazwa na to wskazuje!) albo pisać wysokospecjalistyczne artykuły. Jednak czasem zleceń kreatywnych ani widu, ani słychu, a widmo głodu i komornika zaczyna zaglądać w oczy… Cóż. Nie zawsze da się realizować swoje życiowe pasje. Trzeba zarabiać na rachunki.
OK. Czasem tak bywa.
Co się jednak dzieje z Artystą, który na dobre utknął na „zapleczu”?
Gdy piszesz SEO copy, idziesz na wojnę z botami wyszukiwarek! „Tworzysz”, ale czujesz na gardle zaciśnięte palce zadanej frazy kluczowej. Fraza kluczowa to kapryśny, uparty celebryta (zwłaszcza gdy brzmi „catering dietetyczny warszawa”). Im bliżej początku wszystkiego – tytułu (a raczej nagłówka H1), akapitu, zdania – tym lepiej. Wstęp nie kusi, nie uwodzi ani nie wciąga czytelnika. Staje się strategicznym miejscem, w którym musisz dobrze rozegrać karty.
Wystarczy kilka miesięcy pisania tylko i wyłącznie pod SEO, żeby:
Tekst powstał jako moja osobista refleksja. Pochyliłam się nad zagadnieniem, które nazywam „SEO copywriting a wypalenie”, bo wielu SEO copywriterów i content writerów czuje znużenie swoją pracą. Jeśli nie zgadzasz się z tym, co piszę, to OK. Choć i tak uważam, że z pewnych rad możesz skorzystać, żeby po prostu popracować nad swoim warsztatem. A dla copy-Artystów te metody mogą się okazać wyzwoleniem (jak dla mnie – bo sama ich nie wymyśliłam).
Ciężko Ci na sercu? W tej liście zebrałam moje przemyślenia po czteromiesięcznej pracy dla agencji SEO. Niektóre opisane sytuacje wymyśliłam (na szczęście). Koniec dołowania! Teraz będzie o tym, jak z tego wybrnąć.
Ty chyba już przeczuwasz, co musisz zrobić, prawda? Tak, poszukać nowych zleceń. Ale to przecież takie przerażające! Rzucić SEO copywriting?! Wiem, miał być koniec dołowania. Spokojnie. Nie musisz robić tego od razu. Po prostu zacznij szukać. A w międzyczasie podlecz swojego poturbowanego wewnętrznego artystę.
SERIO?! Tak. Zacznij pisać. RĘCZNIE. Codziennie. Trzy strony.
Ale co pisać? „Pisz cokolwiek, aż zapełnisz trzy strony”.(1) Przestań nawet myśleć o tym, jak o pisaniu – po prostu odrabiaj, odbębniaj, zaliczaj, zabazgraj trzy kartki.
To potężne narzędzie, które Julia Cameron nazywa „porannymi stronami” (ja nazywam „codziennymi”, bo nie zawsze wstaję odpowiednio wcześnie).
Ale czym są poranne strony? Chodzi po prostu o to, żeby zapisać trzy strony wszystkim, co masz w głowie, czyli tzw. strumieniem świadomości. U mnie zazwyczaj wygląda to mniej więcej tak: „Wstałam. Mam kawę. Chce mi się spać. Kawa jest pyszna. Kot chce wejść mi na biurko. Wszedł. Siedzi tyłkiem na całej stronie. Ciężko pisać” – i tak przez trzy pełne strony.
Co Ci to da? Na pewno dwie rzeczy:
Poranne strony pierwszy raz zapisałam 23.01.2022, a niedawno zaczęłam czwarty zeszyt. Nie będę Ci tłumaczyć, jak masz odrabiać poranne strony. Po kilku dniach, a może tygodniach, odkryjesz swój własny sposób.
Nie czujesz tego? Więc masz na zachętę cytat z poradnika dla młodych pisarzy (tak, młodych, nie początkujących – dla dzieci i nastolatków):
„Jeśli boicie się zacząć albo nie możecie ścierpieć ani jednego napisanego przez siebie słowa, oto niezawodne ćwiczenie zwalczające strach. Piszcie wszystko, co wam się żywnie podoba. Chlapnijcie atramentem. Plećcie trzy po trzy i przelejcie to plecenie na papier. Albo przepisujcie w nieskończoność to samo zdanie. Albo piszcie z zamkniętymi oczami. (…) Być może piszecie wierutne bzdury, ale najważniejsze, że jednak piszecie. Prędzej czy później zaczniecie się zastanawiać, o czym naprawdę chcecie napisać. A może w zalewie śmiecia zabłyśnie maleńki diament”.(4)
Ale nie taką zwykłą! Idź na randkę artystyczną. I od tej pory rób to co tydzień! „To czas, na przykład dwie godziny tygodniowo, zarezerwowany i przeznaczony na pielęgnowanie świadomości twórczej”.(5)
A czemu tak?
Poranne strony uświadamiają Ci, co Cię boli, niepokoi, smuci, uwiera (czasem również to, co Cię cieszy, ale to, niestety, zdecydowanie rzadziej). Zaczynasz dostrzegać, co wymaga zmiany. Twój mózg nastawi się na „myślenie procesorowe” (kursanci CM dobrze znają to pojęcie), a podświadomość zacznie szukać sposobów, jak to zmienić.
Jednak żeby dostrzec podsuwane rozwiązania, musisz mieć ku temu odpowiednie możliwości – musisz uruchomić półkulę mózgu odpowiedzialną za myślenie artystyczne. I taki cel ma randka artystyczna.
Jak to może wyglądać? Możliwości jest milion:
Już łapiesz? Podobnie jak w przypadku pisania porannych stron musisz znaleźć swój sposób, swoje ulubione, twórcze zajęcia. Najlepiej zacznij od wypisania listy 20 czynności, które sprawiają (lub sprawiały) Ci frajdę – najprawdopodobniej zupełnie o nich zapomniałeś/zapomniałaś. A potem po prostu to zrób!
Bądź sam/sama ze sobą. Nie zapraszaj męża/żony, przyjaciół, dzieci. Randka artystyczna to dwie godziny samotności tygodniowo, w czasie których pozwolisz swoim myślom swobodnie krążyć. I gromadzić rezerwy, z których będziesz czerpać w pracy i w życiu.
Uprzedzam, zorganizowanie sobie randki artystycznej jest trudne. Na pewno znajdziesz (albo ktoś Ci znajdzie) setki ważniejszych, lepszych i rozsądniejszych sposobów na spędzenie tych dwóch godzin. Nie ustępuj. Takie chwile są Ci niezbędne.
Wyrwij ze swojego czasu pracy przeznaczonego na opisy produktów, kategorii i teksty zapleczowe albo pisanie precli (choć mam nadzieję, że akurat TEGO nie robisz…) chociaż 30 minut.
Poświęć te 30 minut PRACY (podkreślam, PRACY – zwłaszcza jeśli jesteś freelancerem) i napisz coś na temat, który naprawdę Cię interesuje.
Albo boli.
Albo smuci.
A potem poszukaj miejsca, w którym można go opublikować – nawet za darmo. Po prostu dla radości publikacji pod własnym nazwiskiem. NIE SPRZEDAWAJ TEGO TEKSTU. Niech pozostanie Twój do samego końca. Niech będzie Twoim prezentem dla świata i ludzi.
Tak, wyrwij te 20-30 minut dziennie! Napiszesz może 5000 zzs mniej ze swojego SEO zlecenia. Deadline? Efekt pisania czegoś innego może Cię zaskoczyć – napiszesz nie 5000 zzs mniej, ale wręcz przeciwnie, 5000 więcej, i szybciej uporasz się z nudnym zleceniem na fali nowych sił. Na fali myśli pobudzonych przez działalność czysto artystyczną – naprawdę Twoją.
Jeśli chcesz zacząć pisać coś innego niż SEO copy, Twój mózg logiczny na pewno postawi opór. Zrób listę „rzeczy zakazanych”, przez które prokrastynujesz (i nie piszesz „swoich” rzeczy albo nie szukasz nowych zleceń) oraz nieprzekraczalnych granic, które pomogą Ci przestać.
Tak, granie w ogłupiającą gierkę na telefonie i scrollowanie sociali powinny się na niej znaleźć.
Zadbaj o siebie. Jedz więcej warzyw i owoców, pij tyle wody, ile potrzeba, zacznij się ruszać, pójdź na spacer albo na rower. Jeśli już to robisz – świetnie. Jednak życie pokazuje, że równowagę często traci się na wielu gruntach jednocześnie.
Ciągłe tkwienie w SEO copywritingu mimo wszystko jest wygodne – stali klienci, brak konieczności poszukiwania nowych zleceń, względne bezpieczeństwo finansowe… Ale cena, którą płacisz Ty, jest dużo wyższa niż ta, którą płacą Ci klienci. Jeśli obserwujesz u siebie opisane przeze mnie objawy, to znak, że warto pomyśleć o zmianie profilu pisania. Uwaga: Na 100% pojawi się strach i zwątpienie. Mam jednak nadzieję, że wskazówki z tego artykułu choć trochę Ci pomogły – tak jak pomogły mnie.
Ten tekst nie został napisany z uwzględnieniem zasad SEO. Nie został zoptymalizowany pod żadne frazy kluczowe* . Wstęp nie musiał się zawierać w jednym akapicie o długości 400 zzs. Czy taki twór ma prawo w ogóle pojawić się w Internecie?! Tak. Dzięki Bogu, że są takie serwisy jak copwriter.pl, gdzie copy-Artyści mogą dać upust swoim emocjom i buntowi przeciwko rządom SEO.
* No, nie do końca; fraza kluczowa to SEO copywriting a wypalenie… 🙂 Pierwotnie artykuł był opublikowany na innym serwisie, który służył do ćwiczenia warsztatu dla content writerów z kursu Copywriting Masterclass. Ale i tak w czasie optymalizowania tekstu nie starałam się zdobyć najwyższej noty w Rank Math i osiągnęłam za małą gęstość słowa kluczowego. 🙂
Słowa mają ogromną moc! Jak rozmawiać z osobami, które przeszły w życiu traumy? Jak budować trudne relacje z kimś unieważnianym albo nadużytym? Przeczytaj mój artykuł: Słowa, które leczą.
Źródła cytatów użytych w tekście:
(1) Cameron Julia, Droga artysty. 12-tygodniowy kurs odkrywania i rozwijania własnej kreatywności, wyd. 2, Wydawnictwo Szafa, 2017, s. 12
(2) tamże
(3) tamże, s. 15
(4) Mazer Anne, Potter Ellen, Czy to naprawdę aż tak proste?, w: Chlapanie atramentem. Poradnik dla młodych pisarzy, Bukowy Las, 2020, s. 18
(5) Cameron Julia, dz. cyt., s. 19
Justyna Dystrych to doświadczona copywriterka i content writerka oraz autorka ilustracji i graficzka. Z zamiłowania kocia mama.
Niesamowitą wartość niesie ten wpis. Życiowe wskazówki, które na pewno wykorzystam w swoim ziemskim doświadczeniu. Część z nich jest już mi znajoma, ale z różnych powodów rzadko praktykuję. Na pewno poranne 3 strony i randka z kreatywnością znajdą się na stałe w moim harmonogramie mimo, że bardzo mały blok czasu zostaje mi na co dzień na tego typu sprawy – ale gra toczy się o najwyższa stawkę – produktywność w pracy, zatem szef nie powinien mieć problemu z tym, że będę przychodził nieco później do biura, kiedy już zapisze te 3 strony, w końcu tu też chodzi o jego firmę 😀
Pozdrawiam, dodaję do ulubionych i na pewno tu wrócę 🙂
Dzięki Rafał! Jest mi niezmiernie miło, że skomentowałeś artykuł. 🙂 A propos tych trzech stron: Można zamienić na pół godziny pisania 😉 Mi 3 strony zajmują 45 minut (mam chyba za drobne pismo), a pomysłodawczyni rytuału porannych stron, Julia Cameron, radzi nastawiać budzik pół godziny wcześniej. Powodzenia w rozwijaniu kreatywności (i produktywności)!